Pobierz odtwarzacz Adobe Flash Player
Absolwenci naszej szkoły - Szkoła Podstawowa nr 4 w Świętochłowicach
           

 
       
 




























 

 
 

                                 

      4 grudnia 2015r. wzorem lat ubiegłych odbył się  Dzień Śląski. Wśród zaproszonych gości była liczna grupa absolwentów. Obecnie uczęszczają  do  Gimnazjum nr 5 w Świętochłowicach.  Uczą się tańczyć i śpiewać  w zespole pieśni i tańca. Opiekunami  zespołu są nauczyciele pani Katarzyna Gorczyca i pani Katarzyna Piura. Reprezentują szkoły i miasto uczestnicząc w licznych regionalnych konkursach i przeglądach. U nas,  podczas  uroczystości poświęconej śląskim tradycjom i obrzędom zaprezentowali  wiązankę śląskich tańców i pieśni śląskich. Po występie był czas na rozmowy, opowiadania o szkole, wspomnienia i podsumowania. Młodym artystom dziękujemy za  atrakcyjny występ, opiekunom oraz  dyrektorowi Gimnazjum nr 5 pani Barbarze Kokoszce dziękujemy za spotkanie w gronie uczniów i nauczycieli naszej szkoły a także  przychylność i życzliwość.

 
______________________________________________

   W październiku odbyła się wystawa prac Karoliny Chorąży absolwentki naszej szkoły, studentki ASP Wydziału Grafiki Warsztatowej w Katowicach. Prace malarskie, odlewy stóp, książkę z fotografiami wykonanymi przez p. Karolinę można było obejrzeć na ekspozycji w bibliotece szkolnej. Dla
zwiedzających przygotowano tematyczny biuletyn opisujący biografię artystki, podstawowe informacje o sztukach plastycznych, rodzajach technik malarskich i grafice użytkowej. Dla zwiedzających była to udana lekcja sztuki. Uczniowie dowiedzieli się także, że warto rozwijać swoje pasje i talenty. Wystawę zwiedziło ponad sto pięćdziesiąt osób.


                              

Zapraszamy do galerii

__________________________________________________

Absolwenci Szkoły Podstawowej numer 4 w Świętochłowicach

W związku ze 130-leciem szkoły w maju 2011 roku odbył się Dzień Absolwenta , w ramach którego zorganizowano uroczystą akademię , spotkanie pokoleń i Bal Absolwenta .



______________________________________________

Fragmenty publikacji PRZESZŁOŚĆ - JEST TO DZIŚ , TYLKO COKOLWIEK DALEJ ...  wydanej z okazji 130-lecia szkoły

 

SZKOŁA W OCZACH DYREKTORÓW NAUCZYCIELI I UCZNIÓW

 

Jak wspominać matkę, której zawdzięcza się wszystko…

 

    Moja przygoda intelektualna zaczęła się w szkole podstawowej, która w tym roku obchodzi 130 - lecie swego istnienia. Wiekowa Alma Mater wprowadzała w życie wiele pokoleń żyjących na śląskiej ziemi. Była świadkiem wydarzeń radosnych i tragicznych w historii Śląska, naszego miasta oraz każdego jej ucznia.  Jak wspominać matkę, której zawdzięcza się wszystko, chociaż nie zawsze jest się  tego świadomym?! Powiem za Henrykiem Sienkiewiczem „Słowa nie powinny być większe         od czynów”.

                                                                                                     

                                                                           Marek Kaleta                                                                                  

                                                 dyrektor Centrum Kultury Śląskiej w Świętochłowicach,

                                                                      w latach 1993/98 dyrektor SP 4

 

Moje wspomnienia dotyczą przede wszystkim nauczycieli…

       

  Do Szkoły Podstawowej nr 5 (kiedyś obecna Szkoła Podstawowa nr 4 funkcjonowała jako SP nr 4 i SP nr 5) uczęszczałam w siermiężnych latach 60. XX wieku (lata 1962 – 1970). Mam w pamięci granatowe fartuszki szkolne z białymi kołnierzykami, drewniane ławki          z kałamarzami, książki i zeszyty obłożone kolorowym papierem, tornistry… Do tej wówczas ośmioklasowej szkoły podstawowej chodziło moje rodzeństwo, więc i ja poszłam w jego ślady.

Mimo że próbowałam dotrzeć do moich szkolnych kolegów na portalu Nasza-Klasa,         nie udało mi się reaktywować tych znajomości, choć nasza klasa, której wychowawczynią była nieżyjąca już Pani Krystyna Piekarska, była dość zżyta. Szkolne wycieczki – do Oświęcimia, Warszawy, Krakowa – dodatkowo cementowały nasz zespół.

Moje wspomnienia dotyczą przede wszystkim nauczycieli. Cieszę się bardzo, że mam okazję przywołać nauczyciela, który w istotny sposób wpłynął na moje życiowe wybory.      To ówczesna polonistka - mgr Stefania Michalik. Wspaniały pedagog, której lekcje języka polskiego potrafiły zainteresować każdego. To wówczas odkryłam magię czytania książek, odkrywania świata w nich zawartego, nauczyłam się trudnej sztuki dyskusji, obrony własnego zdania. Fakt, iż wybrałam studia polonistyczne miał swoje źródło właśnie w tym, że rozbudzone wówczas zainteresowania chciałam rozwijać.

Do dziś dnia z rozrzewnieniem spoglądam na budynek szkoły, W końcu spędziłam w nim osiem ważnych lat życia. Kiedyś widziałam go z okien swojego mieszkania, teraz mam okazję widywać go rzadziej, ale sentyment pozostał. Wprawdzie nie związałam się zawodowo z tą szkołą, ale uczył w niej przez krótki czas mój mąż. Tak więc istnieją nawet „związki rodzinne”.

Życzę pracującym w niej nauczycielom i uczniom wielu wspaniałych chwil spędzonych  w murach tej szkoły, sukcesów, satysfakcji…. No i wspaniałych wspomnień.!

 

                                                                               Wanda Szymczyk (Biela)

                                                                                    nauczyciel języka polskiego

                                                                    w Zespole Szkól Ekonomiczno- Informatycznych

                                                                                      w Świętochłowicach

 

 

Dzieciństwo w szkole nr 4…  

            Szkoła Podstawowa, do której uczęszczałem wydaje mi się miejscem magicznym. Dziś sentymentalnie jestem z tym miejscem związany, nigdy nie zapomnę tych przestrzeni. Przede wszystkim biblioteki na ostatnim piętrze i wypożyczonych „Tomków” Alfreda Szklarskiego w okładkach ze starego papieru. Umiejętności oprawiania książek nauczyła nas Pani pracująca w bibliotece. Była wobec nas bardzo cierpliwa. Z biblioteki można było włamać  się na strych, nareszcie mogę się do tego przyznać.

     Kolejną moja ulubioną przestrzenią była sala gimnastyczna, szatnia, magazyn, wydawanie piłek wreszcie zapach parkietu i trzymanie w rękach piłki do kosza. Koszykówką zaraziła nas Pani Słupik – młoda, wysoka kobieta, która z nami grała, cierpiała, kiedy dostała piłką bądź była faulowana. Szczenięco podkochiwaliśmy się w niej. Pamiętam moment, kiedy przyszła do naszego domu poprosić moją mamę, gdy ta nie chciała mi pozwolić na  udział w zajęciach  Szkolnego Koła Sportowego. Byłem z tego bardzo dumny.  W koszykówce rywalizowaliśmy ze Szkołą Podstawową nr 6. Niestety, z reguły byliśmy       od nich słabsi i bardzo to przeżywaliśmy. Tak, sala gimnastyczna to przestrzeń naszego szczęścia w dzieciństwie. Oczywiście nie licząc boiska, na którym byliśmy praktycznie ciągle, wiosną, latem, jesienią i zimą na cudownym lodowisku. Nasze szkolne koleżanki były skazane na małą przestrzeń koło śmietnika i Rawy, gdzie skakały na skakankach i grały w gumę. To też urokliwe obrazki, „flashbacki” jakby to powiedziała dzisiejsza młodzież.   Czasami sala gimnastyczna poważniała. Zawsze podczas pompatycznych akademii   z udziałem zaproszonych gości. Z wielkim przejęciem słuchałem i recytowałem okolicznościowe wiersze, które budowały naszą świadomość dzieciństwa w warunkach realnego socjalizmu – a dla nas tak radosnego okresu poznawania świata i ludzi.

        Szczególnym miejscem była dla mnie klasopracownia języka polskiego. Pani Sproncel imponowała mi. W klasie VII i VIII ciągle chciałem być z nią w sporze o literaturę, choć i tak było wiadomo, że nie miałem w tym sporze szans. Pamiętam jak ją zadziwiłem chwaląc się, że przeczytałem „Kolumbów rocznik 20” Romana Bratnego. Byłem wtedy dumny jak paw.     Nietuzinkowymi postaciami byli dla mnie Pani Wala z zajęć praktyczno – technicznych,  Pan  Król, który szybko się irytował, Pan od muzyki, którego lekcje były jak monodramy,              a uczniowie stanowili publiczność, która przypatruje się ciężkiej pracy skrzypka.                                        Nasza wychowawczyni uczyła matematyki. Starała się nas wychować na ludzi i bardzo  jej    za to dziękuję. Nie byliśmy łatwymi uczniami.                                                                  

       Przestrzenią grozy była dla większości z nas pracownia biologiczno – chemiczna. Pamiętam wzory reakcji chemicznych, których nie potrafiłem pojąć. Bałem się tych lekcji, Pani (proszę wybaczyć!) na tle sformalizowanych zwierząt, rozdartej żaby, no i jeszcze moich niepowodzeń szkolnych… Moja mama była często wzywana do szkoły, by interweniować wychowawczo.                                                                                                                            Miejscem, którego staraliśmy się unikać był gabinet dyrektora,  miejsce sądu ostatecznego. O wiele bardziej lubiliśmy badania lekarskie w gabinecie higienistki – przepadały wtedy lekcje. Atrakcyjnym zajęciem było zrzucanie koksu, pobyt w kotłowni lub wywóz makulatury. Trzeba było wykazać się dużym refleksem, aby zostać wytypowanym do tych fascynujących zajęć.                                                                                                                                              Aha! Nigdy nie lubiłem przysposobienia obronnego, a i tak musiałem pójść do wojska.

     Nie ma wspomnień ze szkoły bez grupy rówieśniczej. Pamiętam, iż w ósmej klasie już mieliśmy etykiety. Byliśmy klasą „A” –  gorszą. Klasa „B” była tą lepszą, do której chodziła m.in. Agata, Brygida, Zbyszek – prymusi, a my należeliśmy do tych przeciętnych, przynajmniej tak to odbieraliśmy i to nas wkurzało (sic!).

          Dziś nie jestem na Naszej Klasie, nie chodzę na spotkania, wolę te przypadkowe, nieplanowane, zetknięcie się gdziekolwiek, w sklepie czy na ulicy. Te spotkania są szalenie wzruszające i jak zawsze mitologizujemy nasza młodość. Jesteśmy trudnym pokoleniem, wychowano nas w socjalizmie a my nasze dzieci wychowujemy w demokracji, po omacku, bez doświadczeń. Nazywają nas pokoleniem transformersów. Ciągle tęsknimy za tym co było pomimo tego, że żyjemy w lepszym świecie. Po latach wróciłem do mojej podstawówki już jako dorosły pedagog. Zatrudnił mnie dyrektor Marek Kaleta. Przeżyłem deja vu. Zobaczyłem, jak trudno być po drugiej stronie i po jakimś czasie uciekłem na uczelnię.

                                                                                            

                                                                                           Adam Roter

                                                             adiunkt w Instytucie Pedagogiki Uniwersytetu Śląskiego

 

 

Wszystko gra, czyli wspomnienie Jagodowej Bibliotekarki.

      Nie dlatego przestajesz się bawić, bo się starzejesz, lecz starzejesz się dlatego,bo przestajesz się bawić. Ta złota myśl towarzyszyła mi podczas blisko 20 lat pracy w Szkole Podstawowej nr 4. Wcześniej pracowałam w bibliotece naukowo-technicznej dla dorosłych     i nagle znalazłam się wśród tłumu dzieci (wtedy, w 1990 roku uczniów było około 460). Musiałam szybko przystosować się do nowych warunków pracy. Starałam się pozyskać czytelnika, stosując niekonwencjonalne metody. Młodym miłośnikom dinozaurów wypożyczałam książkę i gumowego… tyranozaura, organizowałam konkursy i wspólne pisanie wesołych wierszyków typu: „każda gąska to wygęga, nauczycielki z Czwórki to potęga”. Do dzisiaj przechowuję w domowym „archiwum” rysowane przez dzieciaki moje karykatury z podpisami: „ Pani Jagoda chęci do życia Ci doda” albo „ Bibliotekarka książki ma nawet  w ustach”. W domowych szafkach zalegają też pamiątkowe dyplomy świadczące  o poczuciu humoru pracowników SP 4. Szczególnie cenny, „Zastępowaczka Niedysponowanych”, dostałam w 2004 roku. Niezorientowanym wyjaśniam, że często zastępowałam chorujących nauczycieli. Starałam się prowadzić lekcje z entuzjazmem i humorem. Szczególnie mile wspominam jednak rok 2001. Wpadła mi w ręce ważna informacja  o organizowanym ogólnopolskim konkursie na najlepszą gazetkę szkolną pod hasłem „Tu lubię być”. W ilustracjach, zdjęciach i wywiadach należało pokazać miłość do miejsca, w którym się żyje oraz podkreślić swoje miejsce w małe ojczyźnie. Na podany adres wysłałam szkolne gazetki: „Fuxa” i „ Wiercipiętka”. Nikt w szkole nie wierzył,  w sukces. Na adres fundacji w Rybniku prace wysłało aż 700 szkół. Czekałam  z niecierpliwością na wyniki i pewnego wieczoru wyczytałam na stronie internetowej,            że zajęliśmy I miejsce.  Po odbiór cennej nagrody, czyli kompletnego sprzętu komputerowego z drukarką pojechaliśmy do teatru Ziemi Rybnickiej z panią dyrektor Danutą Siemieniak  i Mirosławem Szwedą,  redaktorem gazetki „Fux”.

            Czas jak rzeka płynie nieubłaganie i każdy z nas zastanawia się nad swoim życiem, nad sukcesami i porażkami. Podsumowując lata pracy, myślę że moim małym sukcesem    było to, że biblioteka stała się miejscem, do którego uczeń przychodził z uśmiechem i radością. Angielski poeta W. Wordsworth napisał kiedyś że „ najlepszą częścią człowieka   są jego małe, nawet nie zapamiętane uczynki miłości i uprzejmości”. Tak często zapominamy bowiem o wielu oznakach dobroci i życzliwości. Sądzę więc, że miałam trochę szczęścia wykonując pracę, którą lubiłam, a uczniowie w bibliotece znaleźli oazę bezpieczeństwa od szkolnych stresów.

                                                                                               Joanna Jagoda

                                                                                                      bibliotekarka

Dziękuję Wszystkim za ten czas…

 

    Jubileusz 130 - lecia szkoły niewątpliwie skłania do refleksji, choć moja 5 - letnia w niej praca to zaledwie znikomy wycinek czasu.
Pracę rozpoczęłam w 1991 roku w okresie tworzenia nowego ładu.  Trafiłam tutaj przypadkowo. Za wyborem przemawiała, głównie, lokalizacja. Pierwsze, mało korzystne, wrażenia estetyczne (stare połączone budynki, wąskie korytarze...) szybko zrekompensowała ciepła i serdeczna atmosfera pracy. W tamtym czasie wyposażenie klasopracowni geograficznej było dość skromne. Pamiętam jaką radość sprawiały małe rzeczy, zakup atlasów i globusów na każda ławkę czy  możliwość kserowania testów i krzyżówek. Wspólnie z uczniami wzbogacaliśmy naszą pracownię o rożne eksponaty np. okazy skal, które sami zbierali. W ramach akcji promowania postaw ekologicznych na początku  lat 90 - tych rozpoczęłam w naszej szkole organizację obchodów Światowego Dnia Ziemi. Dzień ten  na stałe wpisał sie do kalendarza imprez szkolnych, podobnie jak organizowane wspólnie z panią Danutą Siemieniak rajdy w Beskidy. Przy aktywnej współpracy uczniów opracowywałyśmy trasy o rożnym stopniu trudności dla poszczególnych grup wiekowych.  Na mecie przeprowadzałyśmy konkursy z wiedzy geograficzno – turystycznej o Beskidach i udzielania pierwszej pomocy. Wspólne wędrowanie, zainteresowanie geografią i ekologią spowodowało zaciekawienie uczniów konkursami wiedzy przedmiotowej zarówno szkolnymi, jak i międzyszkolnymi. Największą radość sprawiło nam zwycięstwo Adama Jagody w miejskim konkursie   „ Himalaje i wielki polski himalaista – Jerzy Kukuczka“.

Miło wspominam też „ zieloną szkołę” w Kołobrzegu. Obraz w pamięci wywołuje anegdota. W trakcie wycieczki po zachodnim wybrzeżu stanęliśmy pod drzwiami Muzeum Rybołówstwa Morskiego w Świnoujściu. Ciekawe eksponaty, ekstra wystawa fauny i flory mórz i oceanów  ale … „koniec  kasy“. Chęć zobaczenia przez uczniów muzeum zaskoczyła mnie i w efekcie zdeterminowała do rozmowy z kierownictwem muzeum. Koniec końców, młodzież zwiedziła muzeum za darmo.

Z dużym sentymentem wspominam pracę w Czwórce i klasy, które uczyłam. Zawsze starałam się pokazywać uczniom, że zwiedzanie zabytków i muzeów nie musi być nudne, że chodzenie po górach - prócz walorów zdrowotnych - wzbogaca i uwrażliwia na piękno natury, zaś zdobyta wiedza pomaga lepiej zrozumieć otaczający świat. Jeśli dotarłam chociaż do części moich uczniów, to myślę, ze pozostała po mnie mała cegiełka w  130 - letniej historii szkoły.Z perspektywy lat mogę stwierdzić, ze miałam szczęście pracując w Czwórce. Do dzisiaj mam kontakt z wieloma dawnymi uczniami, ale przede wszystkim cenię sobie utrzymanie przyjaźni z osobami, z którymi miałam  zaszczyt współpracować. Dziękuję Wszystkim za ten czas.
                                                                                                 Iwona Piotrowska

                                                                                                       nauczyciel geografii

  Każdy z nas podchodzi do jubileuszy, rocznic, świąt z wielkim sentymentem. Jeśli zaś obchodzimy kolejne i to ponad wiekowe urodziny szkoły – radość jest szczególna.

Pamiętam sprzed kilku zaledwie lat spory, czy rzeczywiście Czwórka jest najstarszą placówką w mieście. Nawet moje przypomnienie słów z Kroniki Bronnego niektórych przekonać nie zdołało. Teraz zaś mamy przed sobą rzetelnie spisane dzieje tej zasłużonej placówki oświatowej. Z pasją podjęła się tego i z konsekwencją realizowała Barbara Michalik. Wciągnęła do współpracy grupę ludzi, lecz to Ona pozostała „naczelnym dowódcą”. Cierpliwie szperała po starych dokumentach, przeglądała dotychczasowe publikacje, toczyła spory i twórcze dyskusje. Realizowała swoją wizję książki i osiągnęła cel: najlepsze opracowanie z dotychczas wydanych historii świętochłowickich szkół.

Dzieje obecnej Szkoły Podstawowej nr 4, prócz oficjalnie dokumentowanych spraw, kryją w sobie także z pewnością niejedną ciekawostkę, sensację, być może tragedię, ale też wiele codziennych ludzkich, a głównie dziecięcych, radości. Takie wydarzenia ciągle jeszcze czekają na ciekawego dziejopisarza. Ja także mogę coś o tym powiedzieć, gdyż sam jestem absolwentem tej miłej mojemu sercu szkoły.

W czasach mojej edukacji w tej placówce gmach dzielił się na dwie części: w jednej była Czwórka, w drugiej Piątka. Przechodzenie, wędrówki dzieci z jednej do drugiej było zabronione, ale na szczęście albo i nieszczęście, spotykaliśmy się na wspólnym szkolnym podwórku. W mojej pamięci utkwili przede wszystkim szkolni koledzy, a z czasem też koleżanki. Z uśmiechem wspominam nauczycieli, głównie tych, którzy pojmowali, że nie każdy uczeń musi być uzdolniony ze wszystkich przedmiotów i że na pewno nie jest maszyną pracującą równo i zawsze na wysokich obrotach. Po latach pojąłem, że byli mądrzy i tolerancyjni, że najpierw widzieli człowieka, a potem sprawę, problem. Jako nauczyciel staram się ich mądrość wykorzystać – jest na pewno ponadczasowa. Z moich słów wynika jednak, że nie wszyscy byli tacy. Oczywiście, byli wszak tylko ludźmi, którzy podlegają różnym słabościom, naciskom. Jednakże owi mniej mili także mnie, pedagoga, humanistę, czegoś nauczyli: należy zachować szacunek, tolerancję wobec ludzi z każdego regionu kraju, bo nie język i akcent świadczy o człowieku. Nauczyłem się też, że nauczyciel, a głównie osoba kierująca szkołą, powinien być wolny od nacisków politycznych, ideologicznych...

Czwórkę ukończyłem w roku szkolnym 1964/65. Znacznie wcześnie, bo dwa lata przed wybuchem II wojny światowej ukończył ją Edward Brzozowski – mój mistrz i przyjaciel – postać znana i ceniona przez mieszkańców Świętochłowic. Dalsza nauka, wojna nie zmieniły jego nastawienia do Świętochłowic, które pozostały na zawsze celem jego życia. Po latach został prawnikiem, historykiem, miał świadomość przemijania historii i konieczności jej utrwalania. Dlatego też w roku 1967 powołał Towarzystwo Miłośników Świętochłowic, dziesięć lat później Miejską izbę Regionalną, która po przekształceniach stała się dzisiejszym Muzeum Miejskim. Brzozowski był jednak wielkim zwolennikiem także ustnego przekazywania wiedzy o przeszłości Śląska, Świętochłowic i dlatego, jako urodzony gawędziarz, chętnie i często spotykał się z mieszkańcami naszego miasta. Wiem, że był kilkakroć gościem swojej, jak ją nazywał, Czwórki. Nie wiem czy kroniki szkolne zanotowały te spotkania, wszak był to czas odnotowywania w nich „życia partii”, a nie spraw bliskich szkole, uczniom. Wspominał te spotkania z sentymentem, cieszyło go, że być może wśród słuchaczy znajdą się kolejni pasjonaci, miłośnicy małej ojczyzny. Brzozowski zmarł w 1997 roku, lecz jestem przekonany, iż z innego wymiaru spogląda na nas i raduje go, że Czwórka dotrwała tak sędziwego wieku i że szykują się dla niej dalsze dobre lata.

Cieszę się, iż umożliwiono mi przekazanie Czytelnikom tych kilku słów. W imieniu wszystkich absolwentów Czwórki, wszystkich miłośników miasta, wszystkich ludzi życzliwych gratuluję Szkole Podstawowej nr 4 tych 130 urodzin i życzę świętowania w dobrej kondycji kolejnych rocznic.

                                                                                                                       Marian Piegza  

 

 
Google
 
Web www.sp4swietochlowice.com

 

 
                                
                                                       Copyright © 2013 www.sp4swietochlowice.com. All rights reserved