4 grudnia 2015r. wzorem lat ubiegłych odbył 
									się  Dzień Śląski. Wśród zaproszonych gości 
									była liczna grupa absolwentów. Obecnie 
									uczęszczają  do  Gimnazjum nr 5 w 
									Świętochłowicach.  Uczą się tańczyć i 
									śpiewać  w zespole pieśni i tańca. 
									Opiekunami  zespołu są nauczyciele pani 
									Katarzyna Gorczyca i pani Katarzyna Piura. 
									Reprezentują szkoły i miasto uczestnicząc w 
									licznych regionalnych konkursach i 
									przeglądach. U nas,  podczas  uroczystości 
									poświęconej śląskim tradycjom i obrzędom 
									zaprezentowali  wiązankę śląskich tańców i 
									pieśni śląskich. Po występie był czas na 
									rozmowy, opowiadania o szkole, wspomnienia i 
									podsumowania. Młodym artystom dziękujemy za  
									atrakcyjny występ, opiekunom oraz 
									 dyrektorowi Gimnazjum nr 5 pani Barbarze 
									Kokoszce dziękujemy za spotkanie w gronie 
									uczniów i nauczycieli naszej szkoły a także  
									przychylność i życzliwość. 
									
									 
									 
									
									
									______________________________________________ 
									 
   W październiku odbyła się wystawa prac 
									Karoliny Chorąży absolwentki naszej szkoły, 
									studentki ASP Wydziału Grafiki Warsztatowej 
									w Katowicach. Prace malarskie, odlewy stóp, 
									książkę z fotografiami wykonanymi przez p. 
									Karolinę można było obejrzeć na ekspozycji w 
									bibliotece szkolnej. Dla  
									zwiedzających przygotowano tematyczny 
									biuletyn opisujący biografię artystki, 
									podstawowe informacje o sztukach 
									plastycznych, rodzajach technik malarskich i 
									grafice użytkowej. Dla zwiedzających była to 
									udana lekcja sztuki. Uczniowie dowiedzieli 
									się także, że warto rozwijać swoje pasje i 
									talenty. Wystawę zwiedziło ponad sto 
									pięćdziesiąt osób. 
									 
                              
									
									  
									 
									
									
									
									
									Zapraszamy do galerii 
									 
									__________________________________________________ 
									 
									
									Absolwenci Szkoły Podstawowej 
									numer 4 w Świętochłowicach 
									 
									W związku ze 130-leciem szkoły w maju 2011 
									roku odbył się Dzień Absolwenta , w ramach 
									którego zorganizowano uroczystą akademię , 
									spotkanie pokoleń i Bal Absolwenta . 
									 
									 
									
									  
									______________________________________________ 
									 
									
									
									Fragmenty publikacji PRZESZŁOŚĆ - JEST TO 
									DZIŚ , TYLKO COKOLWIEK DALEJ ...  
									wydanej z okazji 130-lecia szkoły 
									 
 
									SZKOŁA W OCZACH DYREKTORÓW NAUCZYCIELI I 
									UCZNIÓW 
									
									  
									
									Jak 
									wspominać matkę, której zawdzięcza się 
									wszystko… 
									
									  
									
									    
									Moja przygoda intelektualna zaczęła się w 
									szkole podstawowej, która w tym roku 
									obchodzi 130 - lecie swego istnienia. 
									Wiekowa Alma Mater wprowadzała w życie wiele 
									pokoleń żyjących na śląskiej ziemi. Była 
									świadkiem wydarzeń radosnych i tragicznych w 
									historii Śląska, naszego miasta oraz każdego 
									jej ucznia.  Jak wspominać matkę, której 
									zawdzięcza się wszystko, chociaż nie zawsze 
									jest się  tego świadomym?! Powiem za 
									Henrykiem Sienkiewiczem „Słowa nie powinny 
									być większe         od czynów”. 
									
									
									                                                                                
									                      
									
									
									                                                                           
									Marek Kaleta                                                       
									                            
									
									
									                                                 
									dyrektor Centrum Kultury Śląskiej w 
									Świętochłowicach, 
									
									
									                                                                      
									w latach 1993/98 dyrektor SP 4  
									
									
									  
									
									
									Moje wspomnienia dotyczą przede wszystkim 
									nauczycieli… 
									
									
									         
									
									
									  Do Szkoły Podstawowej nr 5 (kiedyś obecna 
									Szkoła Podstawowa nr 4 funkcjonowała jako SP 
									nr 4 i SP nr 5) uczęszczałam w siermiężnych 
									latach 60. XX wieku (lata 1962 – 1970). Mam 
									w pamięci granatowe fartuszki szkolne z 
									białymi kołnierzykami, drewniane ławki 
									         z kałamarzami, książki i zeszyty 
									obłożone kolorowym papierem, tornistry… Do 
									tej wówczas ośmioklasowej szkoły podstawowej 
									chodziło moje rodzeństwo, więc i ja poszłam 
									w jego ślady. 
									
									
									Mimo że próbowałam dotrzeć do moich 
									szkolnych kolegów na portalu Nasza-Klasa, 
									        nie udało mi się reaktywować tych 
									znajomości, choć nasza klasa, której 
									wychowawczynią była nieżyjąca już Pani 
									Krystyna Piekarska, była dość zżyta. Szkolne 
									wycieczki – do Oświęcimia, Warszawy, Krakowa 
									– dodatkowo cementowały nasz zespół. 
									
									
									Moje wspomnienia dotyczą przede wszystkim 
									nauczycieli. Cieszę się bardzo, że mam 
									okazję przywołać nauczyciela, który w 
									istotny sposób wpłynął na moje życiowe 
									wybory.      To ówczesna polonistka - mgr 
									Stefania Michalik. Wspaniały pedagog, której 
									lekcje języka polskiego potrafiły 
									zainteresować każdego. To wówczas odkryłam 
									magię czytania książek, odkrywania świata w 
									nich zawartego, nauczyłam się trudnej sztuki 
									dyskusji, obrony własnego zdania. Fakt, iż 
									wybrałam studia polonistyczne miał swoje 
									źródło właśnie w tym, że rozbudzone wówczas 
									zainteresowania chciałam rozwijać. 
									
									
									Do dziś dnia z rozrzewnieniem spoglądam na 
									budynek szkoły, W końcu spędziłam w nim 
									osiem ważnych lat życia. Kiedyś widziałam go 
									z okien swojego mieszkania, teraz mam okazję 
									widywać go rzadziej, ale sentyment pozostał. 
									Wprawdzie nie związałam się zawodowo z tą 
									szkołą, ale uczył w niej przez krótki czas 
									mój mąż. Tak więc istnieją nawet „związki 
									rodzinne”. 
									
									
									Życzę pracującym w niej nauczycielom i 
									uczniom wielu wspaniałych chwil spędzonych 
									 w murach tej szkoły, sukcesów, 
									satysfakcji…. No i wspaniałych wspomnień.! 
									
									  
									
									
									                                                                               
									Wanda Szymczyk (Biela) 
									
									
									                                                                                    
									nauczyciel języka polskiego 
									
									                 
									                                                   w 
									Zespole Szkól Ekonomiczno- Informatycznych 
									
									
									                                                                                      
									w Świętochłowicach 
									
									  
									
									  
									
									Dzieciństwo w szkole nr 4… 
									
									  
									
									
									            
									Szkoła 
									Podstawowa, do której uczęszczałem wydaje mi 
									się miejscem magicznym. Dziś sentymentalnie 
									jestem z tym miejscem związany, nigdy nie 
									zapomnę tych przestrzeni. Przede wszystkim 
									biblioteki na ostatnim piętrze i 
									wypożyczonych „Tomków” Alfreda Szklarskiego 
									w okładkach ze starego papieru. Umiejętności 
									oprawiania książek nauczyła nas Pani 
									pracująca w bibliotece. Była wobec nas 
									bardzo cierpliwa. Z biblioteki można było 
									włamać  się na strych, nareszcie mogę się do 
									tego przyznać. 
									
									
									     Kolejną moja ulubioną przestrzenią była 
									sala gimnastyczna, szatnia, magazyn, 
									wydawanie piłek wreszcie zapach parkietu i 
									trzymanie w rękach piłki do kosza. 
									Koszykówką zaraziła nas Pani Słupik – młoda, 
									wysoka kobieta, która z nami grała, 
									cierpiała, kiedy dostała piłką bądź była 
									faulowana. Szczenięco podkochiwaliśmy się w 
									niej. Pamiętam moment, kiedy przyszła do 
									naszego domu poprosić moją mamę, gdy ta nie 
									chciała mi pozwolić na  udział w zajęciach  
									Szkolnego Koła Sportowego. Byłem z tego 
									bardzo dumny.  W koszykówce rywalizowaliśmy 
									ze Szkołą Podstawową nr 6. Niestety, z 
									reguły byliśmy       od nich słabsi i bardzo 
									to przeżywaliśmy. Tak, sala gimnastyczna to 
									przestrzeń naszego szczęścia w dzieciństwie. 
									Oczywiście nie licząc boiska, na którym 
									byliśmy praktycznie ciągle, wiosną, latem, 
									jesienią i zimą na cudownym lodowisku. Nasze 
									szkolne koleżanki były skazane na małą 
									przestrzeń koło śmietnika i Rawy, gdzie 
									skakały na skakankach i grały w gumę. To też 
									urokliwe obrazki, „flashbacki” jakby to 
									powiedziała dzisiejsza młodzież.   Czasami 
									sala gimnastyczna poważniała. Zawsze podczas 
									pompatycznych akademii   z udziałem 
									zaproszonych gości. Z wielkim przejęciem 
									słuchałem i recytowałem okolicznościowe 
									wiersze, które budowały naszą świadomość 
									dzieciństwa w warunkach realnego socjalizmu 
									– a dla nas tak radosnego okresu poznawania 
									świata i ludzi. 
									
									
									        Szczególnym miejscem była dla mnie 
									klasopracownia języka polskiego. Pani 
									Sproncel imponowała mi. W klasie VII i VIII 
									ciągle chciałem być z nią w sporze o 
									literaturę, choć i tak było wiadomo, że nie 
									miałem w tym sporze szans. Pamiętam jak ją 
									zadziwiłem chwaląc się, że przeczytałem 
									„Kolumbów rocznik 20” Romana Bratnego. Byłem 
									wtedy dumny jak paw.     Nietuzinkowymi 
									postaciami byli dla mnie Pani Wala z zajęć 
									praktyczno – technicznych,  Pan  Król, który 
									szybko się irytował, Pan od muzyki, którego 
									lekcje były jak monodramy,              a 
									uczniowie stanowili publiczność, która 
									przypatruje się ciężkiej pracy 
									skrzypka.                                        
									Nasza wychowawczyni uczyła matematyki. 
									Starała się nas wychować na ludzi i bardzo  
									jej    za to dziękuję. Nie byliśmy łatwymi 
									uczniami.                        
									                                           
									
									
									       Przestrzenią grozy była dla 
									większości z nas pracownia biologiczno – 
									chemiczna. Pamiętam wzory reakcji 
									chemicznych, których nie potrafiłem pojąć. 
									Bałem się tych lekcji, Pani (proszę 
									wybaczyć!) na tle sformalizowanych zwierząt, 
									rozdartej żaby, no i jeszcze moich 
									niepowodzeń szkolnych… Moja mama była często 
									wzywana do szkoły, by interweniować 
									wychowawczo.                                                                                                           
									                 Miejscem, którego 
									staraliśmy się unikać był gabinet 
									dyrektora,  miejsce sądu ostatecznego. O 
									wiele bardziej lubiliśmy badania lekarskie w 
									gabinecie higienistki – przepadały wtedy 
									lekcje. Atrakcyjnym zajęciem było zrzucanie 
									koksu, pobyt w kotłowni lub wywóz 
									makulatury. Trzeba było wykazać się dużym 
									refleksem, aby zostać wytypowanym do tych 
									fascynujących 
									zajęć.                                                                                                                                      
									        Aha! Nigdy nie lubiłem 
									przysposobienia obronnego, a i tak musiałem 
									pójść do wojska. 
									
									
									     Nie ma wspomnień ze szkoły bez grupy 
									rówieśniczej. Pamiętam, iż w ósmej klasie 
									już mieliśmy etykiety. Byliśmy klasą „A” –  
									gorszą. Klasa „B” była tą lepszą, do której 
									chodziła m.in. Agata, Brygida, Zbyszek – 
									prymusi, a my należeliśmy do tych 
									przeciętnych, przynajmniej tak to 
									odbieraliśmy i to nas wkurzało (sic!). 
									
									
									          Dziś nie jestem na Naszej Klasie, 
									nie chodzę na spotkania, wolę te 
									przypadkowe, nieplanowane, zetknięcie się 
									gdziekolwiek, w sklepie czy na ulicy. Te 
									spotkania są szalenie wzruszające i jak 
									zawsze mitologizujemy nasza młodość. 
									Jesteśmy trudnym pokoleniem, wychowano nas w 
									socjalizmie a my nasze dzieci wychowujemy w 
									demokracji, po omacku, bez doświadczeń. 
									Nazywają nas pokoleniem transformersów. 
									Ciągle tęsknimy za tym co było pomimo tego, 
									że żyjemy w lepszym świecie. Po latach 
									wróciłem do mojej podstawówki już jako 
									dorosły pedagog. Zatrudnił mnie dyrektor 
									Marek Kaleta. Przeżyłem deja vu. Zobaczyłem, 
									jak trudno być po drugiej stronie i po 
									jakimś czasie uciekłem na uczelnię. 
									
									                                                                                            
									 
									
									                                                                                  
									         Adam 
									Roter 
									
									                                                           
									  adiunkt w Instytucie Pedagogiki 
									Uniwersytetu Śląskiego 
									
									
									  
									
									
									  
									
									Wszystko 
									gra, czyli wspomnienie Jagodowej 
									Bibliotekarki. 
									
									
									      Nie dlatego 
									przestajesz się bawić, bo się starzejesz, 
									lecz starzejesz się dlatego,bo przestajesz 
									się bawić. Ta złota myśl towarzyszyła mi 
									podczas blisko 20 lat pracy w Szkole 
									Podstawowej nr 4. Wcześniej pracowałam w 
									bibliotece naukowo-technicznej dla 
									dorosłych     i nagle znalazłam się wśród 
									tłumu dzieci (wtedy, w 1990 roku uczniów 
									było około 460). Musiałam szybko 
									przystosować się do nowych warunków pracy. 
									Starałam się pozyskać czytelnika, stosując 
									niekonwencjonalne metody. Młodym miłośnikom 
									dinozaurów wypożyczałam książkę i gumowego… 
									tyranozaura, organizowałam konkursy i 
									wspólne pisanie wesołych wierszyków typu: 
									„każda gąska to wygęga, nauczycielki z 
									Czwórki to potęga”. Do dzisiaj przechowuję w 
									domowym „archiwum” rysowane przez dzieciaki 
									moje karykatury z podpisami: „ Pani Jagoda 
									chęci do życia Ci doda” albo „ Bibliotekarka 
									książki ma nawet  w ustach”. W domowych 
									szafkach zalegają też pamiątkowe dyplomy 
									świadczące  o poczuciu humoru pracowników SP 
									4. Szczególnie cenny, „Zastępowaczka 
									Niedysponowanych”, dostałam w 2004 roku. 
									Niezorientowanym wyjaśniam, że często 
									zastępowałam chorujących nauczycieli. 
									Starałam się prowadzić lekcje z entuzjazmem 
									i humorem. Szczególnie mile wspominam jednak 
									rok 2001. Wpadła mi w ręce ważna informacja 
									 o organizowanym ogólnopolskim konkursie na 
									najlepszą gazetkę szkolną pod hasłem „Tu 
									lubię być”. W ilustracjach, zdjęciach i 
									wywiadach należało pokazać miłość do 
									miejsca, w którym się żyje oraz podkreślić 
									swoje miejsce w małe ojczyźnie. Na podany 
									adres wysłałam szkolne gazetki: „Fuxa” i „ 
									Wiercipiętka”. Nikt w szkole nie wierzył,  w 
									sukces. Na adres fundacji w Rybniku prace 
									wysłało aż 700 szkół. Czekałam  z 
									niecierpliwością na wyniki i pewnego 
									wieczoru wyczytałam na stronie internetowej, 
									           że zajęliśmy I miejsce.  Po 
									odbiór cennej nagrody, czyli kompletnego 
									sprzętu komputerowego z drukarką 
									pojechaliśmy do teatru Ziemi Rybnickiej z 
									panią dyrektor Danutą Siemieniak  i 
									Mirosławem Szwedą,  redaktorem gazetki 
									„Fux”. 
									
									            Czas jak rzeka płynie 
									nieubłaganie i każdy z nas zastanawia się 
									nad swoim życiem, nad sukcesami i porażkami. 
									Podsumowując lata pracy, myślę że moim małym 
									sukcesem    było to, że biblioteka stała się 
									miejscem, do którego uczeń przychodził z 
									uśmiechem i radością. Angielski poeta W. 
									Wordsworth napisał kiedyś że „ najlepszą 
									częścią człowieka   są jego małe, nawet nie 
									zapamiętane uczynki miłości i uprzejmości”. 
									Tak często zapominamy bowiem o wielu 
									oznakach dobroci i życzliwości. Sądzę więc, 
									że miałam trochę szczęścia wykonując pracę, 
									którą lubiłam, a uczniowie w bibliotece 
									znaleźli oazę bezpieczeństwa od szkolnych 
									stresów. 
									
									                                                                                               
									Joanna Jagoda 
									
									              
									                                                                                       
									 bibliotekarka  
									
									Dziękuję 
									Wszystkim za ten czas… 
									  
									
									    Jubileusz 130 - lecia szkoły 
									niewątpliwie skłania do refleksji, choć moja 
									5 - letnia w niej praca to zaledwie znikomy 
									wycinek czasu. 
									Pracę rozpoczęłam w 1991 roku w okresie 
									tworzenia nowego ładu.  Trafiłam tutaj 
									przypadkowo. Za wyborem przemawiała, 
									głównie, lokalizacja. Pierwsze, mało 
									korzystne, wrażenia estetyczne (stare 
									połączone budynki, wąskie korytarze...) 
									szybko zrekompensowała ciepła i serdeczna 
									atmosfera pracy. W tamtym czasie wyposażenie 
									klasopracowni geograficznej było dość 
									skromne. Pamiętam jaką radość sprawiały małe 
									rzeczy, zakup atlasów i globusów na każda 
									ławkę czy  możliwość kserowania testów i 
									krzyżówek. Wspólnie z uczniami wzbogacaliśmy 
									naszą pracownię o rożne eksponaty np. okazy 
									skal, które sami zbierali. W ramach akcji 
									promowania postaw ekologicznych na początku  
									lat 90 - tych rozpoczęłam w naszej szkole 
									organizację obchodów Światowego Dnia Ziemi. 
									Dzień ten  na stałe wpisał sie do kalendarza 
									imprez szkolnych, podobnie jak organizowane 
									wspólnie z panią Danutą Siemieniak rajdy w 
									Beskidy. Przy aktywnej współpracy uczniów 
									opracowywałyśmy trasy o rożnym stopniu 
									trudności dla poszczególnych grup 
									wiekowych.  Na mecie przeprowadzałyśmy 
									konkursy z wiedzy geograficzno – 
									turystycznej o Beskidach i udzielania 
									pierwszej pomocy. Wspólne wędrowanie, 
									zainteresowanie geografią i ekologią 
									spowodowało zaciekawienie uczniów konkursami 
									wiedzy przedmiotowej zarówno szkolnymi, jak 
									i międzyszkolnymi. Największą radość 
									sprawiło nam zwycięstwo Adama Jagody w 
									miejskim konkursie   „ Himalaje i wielki 
									polski himalaista – Jerzy Kukuczka“. 
									
									Miło wspominam też „ zieloną szkołę” w 
									Kołobrzegu. Obraz w pamięci wywołuje 
									anegdota. W trakcie wycieczki po zachodnim 
									wybrzeżu stanęliśmy pod drzwiami Muzeum 
									Rybołówstwa Morskiego w Świnoujściu. Ciekawe 
									eksponaty, ekstra wystawa fauny i flory mórz 
									i oceanów  ale … „koniec  kasy“. Chęć 
									zobaczenia przez uczniów muzeum zaskoczyła 
									mnie i w efekcie zdeterminowała do rozmowy z 
									kierownictwem muzeum. Koniec końców, 
									młodzież zwiedziła muzeum za darmo. 
									
									Z dużym sentymentem wspominam pracę w 
									Czwórce i klasy, które uczyłam. Zawsze 
									starałam się pokazywać uczniom, że 
									zwiedzanie zabytków i muzeów nie musi być 
									nudne, że chodzenie po górach - prócz 
									walorów zdrowotnych - wzbogaca i uwrażliwia 
									na piękno natury, zaś zdobyta wiedza pomaga 
									lepiej zrozumieć otaczający świat. Jeśli 
									dotarłam chociaż do części moich uczniów, to 
									myślę, ze pozostała po mnie mała cegiełka w  
									130 - letniej historii szkoły.Z perspektywy 
									lat mogę stwierdzić, ze miałam szczęście 
									pracując w Czwórce. Do dzisiaj mam kontakt z 
									wieloma dawnymi uczniami, ale przede 
									wszystkim cenię sobie utrzymanie przyjaźni z 
									osobami, z którymi miałam  zaszczyt 
									współpracować. Dziękuję Wszystkim za ten 
									czas. 
                                                                                               
									 Iwona 
									Piotrowska 
									
									                   
									                                                                                  
									  nauczyciel geografii  
									 
									  Każdy z nas 
									podchodzi do jubileuszy, rocznic, świąt z 
									wielkim sentymentem. Jeśli zaś obchodzimy 
									kolejne i to ponad wiekowe urodziny szkoły – 
									radość jest szczególna. 
									
									Pamiętam sprzed kilku 
									zaledwie lat spory, czy rzeczywiście Czwórka 
									jest najstarszą placówką w mieście. Nawet 
									moje przypomnienie słów z Kroniki Bronnego 
									niektórych przekonać nie zdołało. Teraz zaś 
									mamy przed sobą rzetelnie spisane dzieje tej 
									zasłużonej placówki oświatowej. Z pasją 
									podjęła się tego i z konsekwencją 
									realizowała Barbara Michalik. Wciągnęła do 
									współpracy grupę ludzi, lecz to Ona 
									pozostała „naczelnym dowódcą”. Cierpliwie 
									szperała po starych dokumentach, przeglądała 
									dotychczasowe publikacje, toczyła spory i 
									twórcze dyskusje. Realizowała swoją wizję 
									książki i osiągnęła cel: najlepsze 
									opracowanie z dotychczas wydanych historii 
									świętochłowickich szkół. 
									
									Dzieje obecnej Szkoły 
									Podstawowej nr 4, prócz oficjalnie 
									dokumentowanych spraw, kryją w sobie także z 
									pewnością niejedną ciekawostkę, sensację, 
									być może tragedię, ale też wiele codziennych 
									ludzkich, a głównie dziecięcych, radości. 
									Takie wydarzenia ciągle jeszcze czekają na 
									ciekawego dziejopisarza. Ja także mogę coś o 
									tym powiedzieć, gdyż sam jestem absolwentem 
									tej miłej mojemu sercu szkoły. 
									
									W czasach mojej 
									edukacji w tej placówce gmach dzielił się na 
									dwie części: w jednej była Czwórka, w 
									drugiej Piątka. Przechodzenie, wędrówki 
									dzieci z jednej do drugiej było zabronione, 
									ale na szczęście albo i nieszczęście, 
									spotykaliśmy się na wspólnym szkolnym 
									podwórku. W mojej pamięci utkwili przede 
									wszystkim szkolni koledzy, a z czasem też 
									koleżanki. Z uśmiechem wspominam 
									nauczycieli, głównie tych, którzy pojmowali, 
									że nie każdy uczeń musi być uzdolniony ze 
									wszystkich przedmiotów i że na pewno nie 
									jest maszyną pracującą równo i zawsze na 
									wysokich obrotach. Po latach pojąłem, że 
									byli mądrzy i tolerancyjni, że najpierw 
									widzieli człowieka, a potem sprawę, problem. 
									Jako nauczyciel staram się ich mądrość 
									wykorzystać – jest na pewno ponadczasowa. Z 
									moich słów wynika jednak, że nie wszyscy 
									byli tacy. Oczywiście, byli wszak tylko 
									ludźmi, którzy podlegają różnym słabościom, 
									naciskom. Jednakże owi mniej mili także 
									mnie, pedagoga, humanistę, czegoś nauczyli: 
									należy zachować szacunek, tolerancję wobec 
									ludzi z każdego regionu kraju, bo nie język 
									i akcent świadczy o człowieku. Nauczyłem się 
									też, że nauczyciel, a głównie osoba 
									kierująca szkołą, powinien być wolny od 
									nacisków politycznych, ideologicznych...
									 
									
									Czwórkę ukończyłem w 
									roku szkolnym 1964/65. Znacznie wcześnie, bo 
									dwa lata przed wybuchem II wojny światowej 
									ukończył ją Edward Brzozowski – mój mistrz i 
									przyjaciel – postać znana i ceniona przez 
									mieszkańców Świętochłowic. Dalsza nauka, 
									wojna nie zmieniły jego nastawienia do 
									Świętochłowic, które pozostały na zawsze 
									celem jego życia. Po latach został 
									prawnikiem, historykiem, miał świadomość 
									przemijania historii i konieczności jej 
									utrwalania. Dlatego też w roku 1967 powołał 
									Towarzystwo Miłośników Świętochłowic, 
									dziesięć lat później Miejską izbę 
									Regionalną, która po przekształceniach stała 
									się dzisiejszym Muzeum Miejskim. Brzozowski 
									był jednak wielkim zwolennikiem także 
									ustnego przekazywania wiedzy o przeszłości 
									Śląska, Świętochłowic i dlatego, jako 
									urodzony gawędziarz, chętnie i często 
									spotykał się z mieszkańcami naszego miasta. 
									Wiem, że był kilkakroć gościem swojej, jak 
									ją nazywał, Czwórki. Nie wiem czy kroniki 
									szkolne zanotowały te spotkania, wszak był 
									to czas odnotowywania w nich „życia partii”, 
									a nie spraw bliskich szkole, uczniom. 
									Wspominał te spotkania z sentymentem, 
									cieszyło go, że być może wśród słuchaczy 
									znajdą się kolejni pasjonaci, miłośnicy 
									małej ojczyzny. Brzozowski zmarł w 1997 
									roku, lecz jestem przekonany, iż z innego 
									wymiaru spogląda na nas i raduje go, że 
									Czwórka dotrwała tak sędziwego wieku i że 
									szykują się dla niej dalsze dobre lata. 
									
									Cieszę się, iż 
									umożliwiono mi przekazanie Czytelnikom tych 
									kilku słów. W imieniu wszystkich absolwentów 
									Czwórki, wszystkich miłośników miasta, 
									wszystkich ludzi życzliwych gratuluję Szkole 
									Podstawowej nr 4 tych 130 urodzin i życzę 
									świętowania w dobrej kondycji kolejnych 
									rocznic. 
									
									
									                                                                                                                      
									
									
									Marian Piegza  
									 
									   |